poniedziałek, 2 listopada 2015

I see dead people

Grafika koncepcyjna z gry Dead Island

Obiecałem sobie przynajmniej raz w miesiącu notkę, tak dla sportu. No to do roboty nie zdążyłem.
Od ostatniego wpisu przeszedłem Dead Island, Serca z kamienia i zabrałem się za Wieśka po raz drugi. Ale po kolei.
Notka o trzecim Wiedźminie, rozpoczęta z okazji premiery pierwszego dodatku, będzie sobie powoli powstawać wraz z postępem w grze. Na premierę Krwi i wina powinna być gotowa. Chciałbym poruszyć w niej kilka nieco mniej oczywistych kwestii, a co wyjdzie – zobaczymy. O Geralcie i spółce póki co cicho sza, przejdźmy zatem do Dead Island, ponieważ czemu nie.

Lata stroniłem od wszelkiej maści zombielandów, bo jakoś między nami nie iskrzyło. Nadal w sumie nie iskrzy, motyw zmutowanego wirusa z kosmosu/laboratorium/z dupy wciąż nie ciekawi, a rozważania, jak łatwo z człowieka stać się bezmyślną, okrutną bestią, nudzą coraz bardziej. Jakiś czas temu byłem poniekąd zmuszony, by zapoznać się z klasyką gatunku i... jak byłem, tak pozostałem paskudnym ignorantem w tej dziedzinie (not proud of it, not proud). Ale nie przeszkodziło mi to świetnie się bawić z dzieckiem Techlandu przez blisko 40 godzin.
Wcieliłem się w Purnę, byłą policjantkę o aborygeńskich korzeniach, i dzielnie przemierzałem wyspę w poszukiwaniu ocalałych i dobijaniu nieumarłych. Plądrowałem Zbierałem przydatne materiały i jedzenie z bagaży martwych wczasowiczów, by pomóc tym, którzy cudem uniknęli śmierci. Zabijałem żywych, którzy nie chcieli się dzielić. I wiecie co? Cały czas to słoneczko tak radośnie świeciło, truposze pomykali w wakacyjnych portkach, a mnie nie opuszczała myśl, że powinny wkrótce pojawić się elementy humorystyczne. Tak jak w drugiej odsłonie gry, a przynajmniej w jej trailerze. Sami zobaczcie. Jedynka wypada przy niej ciężko, ponuro (albo nie mam poczucia humoru, nie wiem).


Nie próbuję nawet spłodzić recki tej gry (pomijając fakt, że od premiery minęło milion lat), ot, sympatyczna rąbanka (Elektromaczetą <3), przy której naprawdę się odprężyłem. Jak oni się pięknie smażyli rażeni prądem! Jako że mam słabość do rajskich wysp, gra ma u mnie dodatkowego plusa. Tylko za zakończenie należy się studiu bura. Bardziej oklepanej konkrontacji z głównym przeciwnikiem ze świecą szukać, i to nie tylko w świecie nieumarłych.
Steam na Halloween wyprzedawał ją za grosze, tak samo markety, tyle że w wersjach pudełkowych i bez okazji (niestety, w tym paskudnym czerwonym pudełku „Dobra Gra”), kto jeszcze nie ma, niech w ramach pokuty pookłada się porem nie zastanawia się dłużej, tylko kupuje.